ER

                              turystyka motocyklowa, podróże, relacje, zdjęcia, porady 

 

                                                                    powrót


W zamiarach był to wyjazd do pracy poosaótówek nie chcą. Mimo to jedziemy na południe oddalając się coraz bardziej od granicy.

tak to jest w muzemu CZ tu powstawala legenda

Niestety jest niedziela więc banki pozamykane, kantory również. Sytuacja staję się lekko trudna ponieważ jedziemy na rezerwie a zalać nie ma za co, nie wspominając o jedzeniu dla nas. Postanawiamy się chwilę przespać. Zjeżdżamy do przydrożnego lasu. Między drzewami szukamy jakiegoś miłego miejsca. Znajdujemy. Jak się później okazało miłe wydało się także mrówkom tu stacjonującym. Stawiamy motorek a obok rozkładamy śpiwory na folii paroizolacyjnej i lulu. Budzi nas ostre słońce. Jak ciepło, wreszcie. Wręcz rozkosznie. Oddalamy się od Polski dalej nie mając kasy ale jakoś tam będzie. Jest przyjemnie i do póki jakieś opary w baku są to nawet się fajnie jedzie. Optymistom szczęście sprzyja. Na stacji udaje się zapłacić w dolarach. Później działa bankomat i mamy pare koron na paliwo, wodę mineralną i chleb. Mkniemy czeskimi asfaltami do Strakonic.

ładne bmw w tle... nad brzegiem Wełtawy widok na Wełtawę

W muzeum jesteśmy trochę późno bo zamykają właśnie drzwi. Jednak gdy widzą, że przyjechaliśmy tu specjalnie, żeby je zwiedzić otwierają i nawet wchodzimy bez biletów. Stoi tam trochę maszyn - Jawy i CZ. Różne modele, różne lata. Takiej jak ta którą przyjechaliśmy nie ma. Zwiedzamy miasteczko i jedziemy pod fabrykę CZ. Stąd dokładnie 30 lat wcześniej wyjechała ta, co na zdjęciu, ta wierna, poczciwa żółta cezeta. Na liczniku stuknęło jej 40tyś km a trzyma się całkiem nieźle. Jeszcze jeździ mimo braku szlifów, remontów silnika od nowości. Sto lat sto lat i w drogę. Jako, że Strakonice leżą na południu Czech wracając do Polski wjechaliśmy do Pragi. W ogóle sama podróż do niej była nieco śmieszna. Z górki na wyłączonym silniku w pełnej aerodynamicznej pozycji, pod wzniesienie niestety trzeba było odpalać. Wszystko dlatego bo mieliśmy pokonać 120km w nadziei że znajdziemy czynny kantor mając 4 litry w baku.W dodatku poluzowała się tylna nakrętka w kole a my nie mamy klucza.Udało się! Odcinek drogi ekspresowej przejeżdżamy bez wymaganej winiety. Dojechaliśmy do czeskiej stolicy nie pchając. Tu awaria. Platynki się zużyły. Jest już ciemno, późny wieczór. Stoimy przy Wełtawie i próbujemy usunąć defekt. Jest to dosyć skomplikowane ponieważ nie mamy zapasowych części. Obok na śmietniku leżą jakieś plastykowe zapięcia (takie jak w workach na chleb krojony). One służą od tej pory za element platynek. Na nich dojeżdżamy do domu. Motocykl parkujemy w centrum na zwykłym niestrzeżonym parkingu. Idziemy na spacer po mieście. 

widok z Mostu Karola noc w Pradze CZ w Pradze

Wymieniamy pieniądze w całodobowym kantorze. Na moście Karola wspaniały klimat. Siedzimy sobie oparci o murek, patrzymy na oświetloną reflektorami rzekę, gwiazdy, latające ptaki, przepływające mieniące się kolorowymi żarówkami stateczki. Na pierwszym planie raz w lewo, raz w prawo przechodzi grupka ludzi. Gdzieś ktoś gra na gitarze, gdzieś coś smacznego się piecze, gdzieś ktoś maluje, śpiewa, Japończyk robi zdjęcie... Wlewamy odłożony na czarną godzinę litr paliwa i wyjeżdżamy z miasta tankując na wylocie. Jest już noc. Kierujemy się na Mladą Boleslaw, Liberec. Jedzie się i jedzie, ciemno, tiry, na bocznych drogach pustka. Bardzo zimno. Gdzieniegdzie szron. Ja jadę w otwartym kasku, Billy w sandałach i orzechu. Około czwartej w nocy czujemy zmęczenie i śpimy na przystanku. W Libercu robimy sobie piknik nad brzegiem jeziorka. Teren patrolują sympatyczne panie strażniczki miejskie na rowerach. W Harrahowie zostawiamy motocykl na murawie, tam gdzie hamują skoczkowie. Sami drapiemy się na górę. Widok ciekawy. Za ciekawy żeby chciało się skakać. Przez Jakuszyce, Szklarską, Bolków i Wrocław wracamy do Kalisza. Po drodze nie udaje się nam zwiedzić zamku w Bolkowie. Niestety w poniedziałki jest nieczynny.

tak, to Opole nie zatrzymuj tu maszyny hmmm, przystanek

Przed Wrocławiem pakujemy się na tragiczny odcinek remontowanej autostrady. Wszystko się chce rozkręcić. W antonińskich lasach wyskakuje sarna ale mamy szczęście. I tym razem się udało. Znowu jedziemy w nocy. Tak często. Nie mamy dużej prędkości średniej więc po prostu nie wyrabiamy się za dnia. Zresztą chcemy coś jeszcze po drodze zobaczyć.

Wyatt

                                                                                                                                                                            powrót